Już jakieś pół roku w
internecie było głośno o Rupi Kaur i jej ,,tomiku poezji’’. Wszyscy zaczęli się
fascynować okładką, która przeciąga odbiorców swoją estetyczną, białą grafiką
na czarnym tle. Pojawił się wysyp zdjęć
z tą właśnie okładką Mleko i miód. Wszyscy chwalą autorkę, ale za każdym razem, kiedy
widzę pochlebne komentarze i recenzje na blogosferze zaczynam tracić wiarę w
ludzi.
Studiuję filologię polską, poświęciłam wiele godzin na
poezję, rodzajów wersyfikacji, rymów i innych rzeczy, które pewnie was średnio
interesują. Hype na dobrze zapowiadającą
się Mleko i miód był ogromny, więc miesiąc po polskiej premierze skusiłam się i
kupiłam książkę. Przesortowałam ją w 5
min. Skończyło się na tym, że miałam ubaw i na przystanku na głos recytowałam
fragmenty z książki, które dla mnie były denne, mdłe i zwykłe.
Ktoś może poczuć się urażony i nazwać mnie ograniczoną
osobę, dla której liczą się wielkie słowa pisane stylem podniosłym,
gloryfikując kubek z kawą (w chwili kiedy to pisałam, piłam pyszną kawkę). Ale sens w
tym, że gloryfikując taki właśnie kubek z kawą stoimy przed artyzmem, czymś
niespotykanym. Dobór słów, pomysł, symbolika, rytm i nawet te głupie rymy oraz
zabawa językiem świadczy już czymś niebanalnym.
Ktoś powie: Ejże, Rupi
pisze wierszem białym przecież to samo w sobie jest niebanalne! Ja bym się nie zgodziła. Nic wykwintnego
tutaj nie znajdziemy, tylko krótki, niewierszowany tekst krzepiący serca
naiwnych i smutnych nastolatek. Brakuje
jeszcze hashtagu: #tmblrgirl#sadgirl .
Jedyne, co mnie pociesza to piękna oprawa graficzna książki,
która towarzyszy tym krótkim tekstom.
Stanowią pewną podpowiedź jak interpretować wiersze, chociaż z drugiej
strony odwraca uwagę od tekstu, który jest i tak krótki.
Rupi Kaur nie zaskoczyła mnie niczym i chociaż
w polskiej wersji językowej nie znajduje
nic do głębszej analizy, pewnej zadumki, której jednak wymagam od wierszy, to może w wersji anglojęzycznej lepiej to się czyta. Autorka wraz z jej dziełem szybko wpłynęła na
morze rynku wydawniczego, rozwinęła żagle i brnęła coraz głębiej. Myślę, że pójdzie tak samo
szybko na dno.
Mleko i miód jest dowodem, że dobry marketing i szata graficzna zrobią swoje, a tłum naiwnych istot to kupi, przeczyta i będzie uważało się za miłośników poezji bo przeczytało jeden (atfu) tomik wierszy.
PS: Oh żeby nie było, że wylewam dzban hejtu na biedną
autorkę, to dodam, że książkę zabrałam na wydział i pokazałam swoim kolegom.
Mieli ten sam pogląd co ja, a ubaw jeszcze większy.
Nie czytałam, i nie przeczytam mimo to, że okładka i recenzje są tak wspaniałe. twój post nawet mnie jeszcze zniechęcił. Okładka jest piękna przyznam, ale zbyt dużo szumu i marketingu :D Ciekawy post :D
OdpowiedzUsuńklik
Cieszę się, że nie tylko ja mam takie spostrzeżenia. :)
UsuńHej! Dopiero teraz wpadłam na Twojego bloga, czego bardzo żałuję, bo piszesz z sensem, a sam wygląd idealnie wpisuje się w moje poczucie estetyki. Ja do tej książki nie byłam nigdy przekonana, a Twoja opinia jeszcze mnie w tym utwierdziła. Po pierwsze- średnio przepadam za poezją, ale jak już mam ją czytać to wolałabym żeby była mniej, coż...przeciętna? Poezja ma być uniwersalna, ale jednak nie tak prosta jak w "Mleko i miód" (widziałam parę wierszy na zdjęciach na instagramie)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Zapraszam do Ciebie:
https://come-book.blogspot.com/
Dzięki za miłe słówka. Cóż, lubię poezję, jednak jestem bardzo wymagających czytelnikiem.
UsuńOkładka jest cudowna i estetyka wydania zachwyca, ale to nie o to chodzi przecież w poezji :( Jak na razie nie miałam okazji chociażby przekartkować książki, ale widziałam kilka cytatów nadających się jedynie na tumblr :)
OdpowiedzUsuńZostaję na dłużej.
Pozdrawiam, Daria z book-night
Dokładnie! Poza okładką i oprawą graficzną całego tomiku nie ma nic wartościowego.
UsuńDziękuję. :)